Autor: Detektyw Michał Sokołowski. Gość specjalny Justyna Kłaput Specjalista w obszarze nauk społecznych, w dziedzinie psychologii i socjologii.
W tym artykule nie będę zajmował się aspektem prawnym w winie rozpadu związku a raczej aspektem socjologicznym i społecznym. Dlatego też nie będę rozgraniczał związków formalnych- małżeńskich od nieformalnych. Oczywiście można analogicznie odwoływać się do aspektów prawnych ponieważ prawo rodzinne w tym przypadku mocno odnosi się do psychologii związku oraz norm społecznych. Podając przykład chociażby „nieróbstwa” w prawnych przyczynkach winy rozpadu pożycia to oczywiście w społecznych uwarunkowaniach osoba niezaradna zawodowo również nie jest mocno poszukiwana na to aby założyć z nią rodzinę. Nawet „odmowa współżycia płciowego” o czym wielu zapomina to prawny aspekt winy rozpadu małżeństwa. Oczywiście to bardzo kontrowersyjny punkt ze względu na to, że z jednej strony zmuszać do seksu nie można a użycie siły to już gwałt. Natomiast odmawiać też nie można bo narusza to warunki pożycia małżeńskiego. Więc kiedy występuje odmowa a kiedy przymus? Jak widzimy granica jest bardzo płynna.
Wypalenie się związku i uczuć… czy to już wina czy tylko psychologiczna przyczyna?
Jak mówi Gość specjalny Justyna Kłaput Specjalista w obszarze nauk społecznych, w dziedzinie psychologii i socjologii, szereg badań wskazuje na to, że już w ciągu kilku pierwszych lat po ślubie częstotliwość współżycia między małżonkami zdecydowanie spada. Dość niepokojący może wydawać się fakt, że wiele zdrad ma miejsce właśnie już rok czy dwa lata od momentu zawarcia związku małżeńskiego. Procesy na płaszczyźnie biochemicznej po części ten stan rzeczy wyjaśniają – w okresie fascynacji partnerem, w mózgu wytwarzana jest fenyloetyloamina (zwana także potocznie „narkotykiem miłości”). Neurobiologia jest już w stanie określić, jaki okres czasu odpowiada za możliwość korzystania z zasobów tego organicznego związku chemicznego. Umownie przyjmuje się maksymalny czas trwania początkowej fascynacji oraz pożądania do 3-4 lat od momentu rozpoczęcia związku. Każda sytuacja jak zwykle powinna być rozpatrywana indywidualnie, ponieważ wiele okoliczności będzie warunkowało dalszy rozwój relacji w małżeństwie. Pewne jest jednak, że brak bliskości oraz więzi intymnej może doprowadzić do rozpadu związku. Oczywistym więc jest, że nic co jest tworzone lub utrzymywane na siłę nie ma przyszłości a na pewno nie ma pozytywnego efektu. Dotyczy to również relacji międzyludzkich a w szczególności związków gdzie ludzie niejako „skazani” są na siebie przez dłuższy okres czasu na ograniczonej przestrzeni. Jak wszyscy choć raz mocno zakochani wiemy, że na etapie tej wstępnej euforii potrzebujemy wręcz do życia tej ciągłej obecności i bliskości partnera. Po pewnym czasie to już jednak różnie bywa… Najgorszym możliwym przykładem jest taki w którym tylko jednej ze stron ostygły uczucia. Idąc dalej w partnerze, który już nie kocha narasta ogromna niechęć do drugiej połówki. Wzmaga się wręcz obrzydzenie na obecność tamtej osoby, na bliskość a w szczególności na dotyk.
Patrząc na taką sytuację zauważymy odmienne opinie otoczenia co to winy takiego stanu rzeczy.
Jedni powiedzą przecież związku nie idzie utrzymać na siłę a jak uczucia wygasły to należy się rozstać. Inni powiedzą należy próbować i walczyć. Co do tej kwestii będę mało stanowczy ponieważ jest tyle rad ile ludzi i tyle rozwiązań ile sytuacji. Są partnerzy dla których próba naprawy związku i podsycenia uczuć jest właściwa nawet przy pomocy psychologa. I są ludzie dla których jedynym rozwiązaniem będzie iść w swoim kierunku zapominając o przeszłości ponieważ nie da się dobrze skleić rozbitego szkła. Dla niektórych parterów sztuczne podtrzymywanie związku podnosi poziom nieznośniej jego toksyczności do granic szaleństwa. Więc w takim przypadku lepiej przyjąć śmierć związku jako naturalną kolej rzeczy. Łatwo powiedzieć tym co chcą odejść. Strona nadal kochająca może mieć problemy natury psychicznej z traumą i myślami samobójczymi włącznie.
Jednak reasumując czy partner w którym wygasło uczucie wobec partnera, który nadal kocha jest winny rozpadowi związku?
I znowu powiecie, że różnie to bywa a ja się z tym zgodzę. Zapewne również odmienne opinie wyjdą od rodziny i znajomych każdej ze stron związku. Przecież na ogół rodzice będą mówić, że np. ich córka to dobra dziewczyna i na pewno nie zrobiła nic aby ten związek zepsuć. Nawet owi rodzice często mówią „a zostaw tego beznadziejnego faceta” i znajdź sobie nowego na pewno lepszego. Bardziej skrajnie mogą doradzać znajomi w tym koleżanki, które wyciągną swoją smutną koleżankę na imprezę i rozpoczną pranie mózgu w stylu „zostaw tego frajera bo na Ciebie nie zasługuje”! Koledzy męskiego partnera również nie pozostaną dłużni nakręcając biedaka na „nowe laseczki” i odpowiednio urabiając człowieka przeciwko swojej byłej. Myślę, że takie diabelskie porady do niczego nie prowadzą. Każdy musi zderzyć się sam z rzeczywistością i faktami i decyzję w rezultacie podjąć samemu.
Czy można przypisać winę rozpadu związku tylko jednej stronie? „Prawda zawsze leży pośrodku…”
Punk widzenia zależy od punktu siedzenia… Właśnie tak to wygląda również w przypadku zdrady będącej powodem rozstania. Opinia społeczna z otoczenia rozpadającego się związku powie, że w przypadku zdrady winna jest strona, która zdradziła. Ale czy tak jest zawsze? Większość obserwatorów powie, że zamiast zdradzać należało szczerze zakomunikować odejście ze związku i całkowicie legalnie wejść w nowy związek. Jednak już w przypadku odejścia z innych powodów, kwestie winy mogą wyglądać bardzo różnie.
Może warto czasem poszukać błędu w sobie a nie tylko doszukiwać się winy w drugiej stronie?
Często obserwuję ludzi i pomyślę czasem, że przecież ja sam nie wytrzymał bym z taką osobą w związku. Proszę abyście nie odbierali tego w ten sposób, że ja oceniam innych bo mniemam się za człowieka idealnego. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że ja tak jak my wszyscy posiadamy mniejsze lub większe wady i ułomności. Wiem, że ktoś może postrzegać mnie bardzo pozytywnie lub bardzo negatywnie. Wiadomo również, że nie wszystkim się podobamy bo każdy ma inny gust. Jednak ujmę sprawę przez pryzmat norm i realiów ogólnospołecznych. Czyli wezmę pod uwagę takie społeczne uwarunkowania, które powodują iż o jednym człowieku pomyślimy, że jest całkiem fajny, sympatyczny i atrakcyjny a o innym, że jest raczej nieatrakcyjny i trudno go polubić.
I tutaj dochodzimy do sedna sprawy. Czy na odejście ze związku jednego partnera mogą mieć wpływ następujące poniższe cechy drugiego partnera? Wymieńmy tylko te najbardziej jaskrawe przykłady:
- denerwujący sposób bycia i irytujący charakter
- bycie życiowym marudą i pesymistą z wiecznym brakiem humoru
- niezaradność życiowa i ograniczona umysłowość
- spadek atrakcyjności fizycznej przez zaniedbanie i zapuszczenie się
- brak higieny osobistej i dbałości o zdrowie w tym np. zepsute uzębienie
- odmienne cele życiowe i oczekiwania od partnera
- odmienne zainteresowania
- nudne, monotonne życie płciowe lub jego brak
- brak zainteresowania partnerem oraz niedbanie o związek
Powiecie, że to wszytko faktycznie dość skrajne przykłady ale muszę powiedzieć, że nie są to jakieś wyjątkowe przypadki. Takich ludzi można spotkać bardzo często praktycznie na każdym kroku.
Jeśli już przeanalizujecie powyższe przykłady to odpowiedzcie sobie sami czy winna jest strona, która nie potrafiła wytrzymać z takim człowiekiem czy jednak człowiek, któremu można przypisać te niechlubne cechy. Bo ja również zawodowo widuje podobne przykłady. Oczywiście będąc lojalnym wobec klientów trzymam całkowicie ich stronę podczas prowadzonej sprawy. Jednak swoje pomyślę ponieważ nikt nam myśleć nie broni. A Wy pomyślcie sami czy faktycznie wydaje Wam się nadal, że winny jest odchodzący parter. Bo tak przecież społecznie ocenia się rozwody, że głównie winnym rozpadu pożycia jest partner, który odszedł. Pomyślcie chociażby czy winna jest kobieta, która odeszła od niechlujnego, zaniedbanego faceta bez zęba chodzącego w jednym swetrze? Faceta, który argumentuje to jak dobrym jest mężem przez pryzmat tego, że zarabia na rodzinę. Oczywiście pracowitość i materialne aspekty są ważne jednak gdzie podziały się inne aspekty troski o związek? Troski o to aby ów pan był atrakcyjny dla swojej kobiety… Czy mając to na uwadze nadal będziecie winić tę kobietę, że odeszła do zadbanego, pachnącego i szarmanckiego mężczyzny, który też potrafi zarobić na rodzinę? Mężczyzny który wykazuje również inicjatywę w kwestii romantycznych i erotycznych aspektów podgrzewania związku. Lub czy w innym przykładzie potępicie faceta, który odszedł od cuchnącej potem, zaniedbanej żony? Żony, która tylko marudzi? Faktycznie uznacie winnym faceta, który odszedł od „pustej” kobiety nieroba do kobiety zaradnej i nieustannie rozwijającej się intelektualnie? To tylko kilka przykładów ale Wy dobrze wiecie, że może być ich tysiące.
Zadacie pewnie pytanie czy „nie widziały gały co brały” Trzeba uznać, że oczywiście ludzie o pełnej świadomości umysłowej wiedzą co czynią. Jednak jak to mówią na początku związku wszyscy mamy „różowe okulary” Idealizujemy parterów a dopiero potem otwieramy szeroko oczy i zauważamy ich wady. Po dłuższym czasie te wady mogą nas dobić i spowodować chęć odejścia ze związku. Czy można nas za to winić? Ja myślę, że nie i mam do tego prawo. To samo dotyczy bardzo ważnej kwestii jaką jest rozwój osobisty parterów w przyszłym życiu, Rozwój i ewolucja oczekiwań wobec życia i partnerów. Niestety najczęściej nasze oczekiwania wobec partnera i życia nabierają różnego wymiaru. Niektórym ludziom niestety oczekiwania zatrzymują się na budce z piwem i wieczornym siedzeniu przed telewizorem. Jeśli takim ludziom przydarzy się partner o takich samych wymaganiach od życia to prawdopodobnie będzie dobrze. Jedak jeśli jeden partner rozpędzi się w swojej ewolucji i zostawi drugiego partnera w tyle ze swoim szarym nudnym, życiem to wtedy zaczynają się problemy w związku. Bo przecież człowiek, który chce więcej od życia i od samego siebie nie wytrzyma z nieudacznikiem i zaniedbanym nudziarzem. Na nic tu psychologowie, detektywi i poradnie małżeńskie. Swój do swojego ciągnie więc cep z cepem wytrzyma a mądry do mądrego pójdzie.
Proszę oceńcie więc sami winnych ale zróbcie to uczciwie i praktycznie. Myślę, że najlepiej wczuć się w rolę i pomyśleć jak my sami postąpilibyśmy w konkretnej sytuacji. Czy nas samych nie zabił by związek z człowiekiem, który nie spełnia naszych oczekiwań i czy my sami odebralibyśmy sobie prawo do wolności i do własnego lepszego życia. Życia według własnych standardów i oczekiwań bez ludzi, którzy nas hamują w samorozwoju. Ludzi nie dających nam poczucia bycia kochanym i spełnionym.